poniedziałek, 26 marca 2018

Responsoria wśród mamutów

Graindelavoix w Muzeum Geologicznym w Warszawie 25 marca 2018; fot. IR
Wczorajszy koncert 25 marca, ostatni w cyklu tegorocznych imprez muzycznych w ramach festiwalu Nowe Epifanie, a drugi z występów na tym festiwalu rewelacyjnej grupy Graindelavoix, był niezwykły pod wieloma względami.
Po pierwsze - długość. Tenebrae Responsoria Carla Gesualda da Venosa to program autorski zestawiający responsoria skomponowane przez tego twórcę na trzy dni Wielkiego Tygodnia: Wielki Czwartek, Piątek i Sobotę. Rzadko wykonywany razem, przede wszystkim ze względu na długość. Każdy dzień to ponad godzina śpiewu, krótkie przerwy pomiędzy - koncert trwał blisko cztery godziny! Jaka musi być kondycja wykonawców - śpiewających przez cały ten czas a capella? Trudno sobie wyobrazić...
Po drugie - kompozytor. Gesualdo to postać niezwykła pod każdym względem. XVII-wieczny arystokrata z książęcym tytułem, niebywale uzdolniony muzycznie - lutnista i kompozytor, a do tego człowiek psychicznie niezrównoważony, morderca, który zabił przyłapanych in flagranti żonę i jej kochanka, a zwłoki wystawił na widok publiczny, zmarł w odosobnieniu, pogrążony w szaleństwie. Ta nadmiernie emocjonalna osobowość znalazła odbicie w tworzonej przez Gesualda muzyce, głównie motetach, a zwłaszcza responsoriach. Cechują je rozbuchane emocje, dziwna, oryginalna chromatyka, skoki melodyczne, dysonanse, słowem cały arsenał środków muzycznych w niezwykle skoncentrowanej formie, wyrażający silne emocje twórcy i wzbudzających silne emocje odbiorcy. Powstało dzieło miejscami tak niezwykłe, że - jak twierdzą znawcy - zbliża się niemal do muzyki atonalnej!
Po trzecie - wykonawcy. Graindelavoix to niewątpliwie czołówka muzyków śpiewających muzykę dawną, głównie renesansową, znana z oryginalnego brzmienia, charakteryzującego się wyraźną bizantyjską, a nawet bliskowschodnią nutą (co było szczególnie dobrze słyszalne tydzień temu podczas Nieszporów cypryjskich). Ich interpretacje bywają kontrowersyjne i budzą opór muzykologicznych purystów, ale niewątpliwie w emocjonalną muzykę Gesualda trafiają rewelacyjnie. W końcu kilkugodzinna polifonia mogłaby się stać monotonna i nudna, a śpiewakom z Graindelavoix udało się nie tylko przykuć uwagę słuchaczy, ale wręcz ich "zaczarować" - możecie nie wierzyć, ale mogłabym ich słuchać kolejne trzy godziny! Wielka w tym zasługa prowadzącego zespół Bjorna Schmelzera - muzykologa, antropologa i wizjonera (nota bene wyglądającego raczej jak szwedzki fan black matalu albo wardruny), który w niesamowitym skupieniu prowadził wykonawców, panując nad każdym dźwiękiem.
Po czwarte wreszcie - miejsce. Pierwszy raz słuchałam muzyki w Muzeum Geologicznym. Pomijając oryginalny entourage - szkielety mamutów i nosorożców oraz liczne gabloty ze skamielinami i głazami - wnętrze ma bardzo ciekawą akustykę. Siedziałam blisko, ale podobno odbiór był równie dobry na dalszych miejscach, a także na balkonach wokół głównej sali. Muzycy śpiewali w kręgu, przesuwając się zresztą co jakiś czas przeciwnie do ruchu wskazówek zegara, dzięki czemu można było usłyszeć rozmaite układy głosów w przestrzeni.
Podsumowując - wieczór niezwykły i niezapomniany. Następna okazja - już wkrótce.
Ggraindelavoix wystąpi na tegorocznej Wratislavii!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz