wtorek, 19 września 2017

Mozart by Currentzis

Currentzis przyjmuje owację; fot. IR
Po dwóch dobach od finału Wratislavii, czyli od niedzieli 18 września - a był to, o czym za chwilę, finał bardzo mocny - kilka słów refleksji o zamykającym festiwal koncercie. Wedle zapowiedzi miał to być spektakl w Operze Wrocławskiej - La clemenza di Tito Wolfganga Amadeusa Mozarta. Mimo operowej sceny, nie był to jednak spektakl, a wersja koncertowa - co oczywiście zrozumiałe. Ale czy to na pewno była Łaskawość Tytusa Mozarta? Nie jestem muzyczną purystką, ale mam niejakie wątpliwości.
Teodor Currentzis jest dyrygentem ekscentrycznym, choć odnosi liczne sukcesy. Jego inscenizacja Don Giovanniego w Permie - gdzie jest dyrektorem artystycznym opery i baletu - ma świetną opinię. Sformowane przez niego Orkiestra i Chór MusicAeterna (powstała w 2004 w Nowosybirsku, ale przeniosła się w 2010 ze swoim założycielem do Permu) prezentuje poziom wybitny. To było zresztą słychać już od pierwszych taktów - lekka, niebywałe dynamiczna uwertura wydawała się uosobieniem mozartowskiego stylu. Sam Currentzis w dość luźnym czarnym  stroju tańczył, dyrygując, a grupa skrzypków, grająca na stojąco (!), tańczyła wraz z nim.
Ale Currentzis nie byłby sobą, gdyby nie przerobił Mozarta po swojemu. Zmiany dynamiki - długie zawieszenia-chwile ciszy pomiędzy frazami, skrajne zmiany tempa - zawrotne i lekkie na przemian z ciężkim i mrocznym rozwleczonym niemal do granic, zdecydowany prymat emocji nad konstrukcją formy, a w końcu komentarz do akcji opery, który stanowiły fragmenty Mszy c-moll Mozarta wplecione pomiędzy poszczególne akty (także wyjątkowo oryginalnie podane) - wszystko to uczyniło ze spektaklu absolutnie 'autorską' wersję Łaskawości Tytusa. Czułam się trochę jak na koncercie Lang Langa w lutym ubiegłego roku, podczas którego genialny Chińczyk grał Koncert fortepianowy a-moll Griega - gdybym nie znała niemal każdej nuty, nie poznałabym wówczas Griega, a w niedzielę - Mozarta. I sama nie wiem, czy to zarzut...

Od lewej: Janine De Bique, Anna Lucia Richter. Karina Gauvin, Stephanie d'Oustrac i Maximilian Schmitt. bokiem stroi bohater wieczoru Teodor Currentzis; fot. IR
W porównaniu z grająca zupełnie nieprawdopodobnie orkiestrą i doskonale z nią zgranym chórem, soliści wypadli nieco bladziej. Karina Gauvin w roli Vitelli trzymała swój dobry poziom, świetna była Stephanie d'Oustrac - szalenie dramatyczna w roli rozdartego pomiędzy miłością a przyjaźnią Sesta, podporządkowana bez reszty wizji dyrygenta (manieryczna wersja "Parto"), nieźle śpiewała Jeanine De Bique partię Annia i Sir Willard White - Poublia. Zupełnie nieprzekonujący był dla mnie Maximilian Schmitt jako tytułowy Tito i zbyt subretkowa Anna Lucia Richter jako Servilla.
W sumie - całość oszałamiająca, wieloznaczna i dająca do myślenia. Mocny finał Wratislavii!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz