piątek, 29 grudnia 2017

Wesele Figara - próba generalna

To była pierwsza próba generalna - dyrektor Opery Królewskiej i reżyser spektaklu Ryszard Peryt zastrzegał, że nie wszystko jest dograne i tak też było. Najgorzej wypadły światła, często mijające się z przebiegiem akcji, co chwilami było drażniące. Scenografia skromna, rekwizytów jak na lekarstwo (i dobrze!), za to stroje Marleny Skoneczko - piękne i stylowe.
Słychać też było jeszcze pewne niedoróbki w grze orkiestry - zwłaszcza w uwerturze. Ale koniec końców prowadzony przez Rubena Silvę zespół brzmiał dobrze. W przedstawieniu uczestniczyło niespełna 30 instrumentalistów, ciasno upchanych w malutkim kanale orkiestry. Klawesyn wylądował z boku sceny. Mimo tak ograniczonego składu w pierwszej chwili czułam się nieco ogłuszona brzmieniem instrumentów w niewielkim wnętrzu Teatru Królewskiego - zwykle grają tam instrumenty dawne i na pewno brzmią w nim lepiej. Ale muzycy dawnej Sinfonietty to przecież starzy wyjadacze i Mozarta mają w małym smyczku! Dość szybko się rozegrali i próba przebiegała bez zauważalnych wpadek.

Wesele Figara, próba generalna 28.12.2017; fot. IR

Na próbie wystąpiła jedna z przewidzianych obsad wokalnych, nie wiem więc, jak spiszą się pozostali.
Zuzannę śpiewała Marta Boberska i był to zdecydowanie najmocniejszy punkt w obsadzie. Zuzanna jest przecież główną bohaterką, a Boberska była Zuzanną idealną - energiczną, błyskotliwą, zalotną, ale też liryczną i słodką - wszystko w odpowiednich proporcjach. Głosowo bardzo swobodna, bez słabych stron. Zamiennie Zuzannę śpiewać będzie Iwona Lubowicz.
Drugą z głównych partii kobiecych, Rozynę, kreowała podczas próby Anna Wierzbicka i muszę przyznać, że dobrze dawała sobie radę - zarówno liryczna, jak i dramatyczna, niezła aktorsko, głosowo bez zastrzeżeń. Zamiennie Hrabinę zaśpiewa Olga Pasiecznik.
Hrabiego Almavivę kreował Robert Gierlach i był w niej świetny. Cała trudność tej roli polega na umiejętności zagrania egoistycznego macho, który jednak ma swoją klasę. Gierlachowi się to udało, śpiewał też swobodnie, niuansując swoja rolę. Zamiennie śpiewać będzie Witold Żołądkiewicz.
Jako Figaro wystąpił Andrzej Klimczak, który śpiewał... Klimczaka. Zagadką jest dla mnie ten artysta, który przy niezłych w końcu warunkach i doświadczeniu jest w stanie każdą rolę (a w paru już go widziałam) zaśpiewać tak samo. W sumie Figaro został więc wyśpiewany sprawnie, choć pusty był jak tykwa. Zamiennie Figara będzie śpiewać Makar Pihura i mam nadzieję, że będzie potrafił cokolwiek zagrać.
Julita Mirosławska śpiewała Cherubina i spisała się w niej całkiem dobrze, pięknie wykonała słynne Voi che sapete che cosa e amor. To zdecydowanie najtrudniejsza rola w tym spektaklu, a postać Cherubino d'amore jest nad wyraz zagadkowa. To pacholę zaledwie trzynastoletnie, jednak zainteresowane wyłącznie płcią piękną i nader uwodzicielskie. Jak oddać ten na poły dziecięcy erotyzm pączkującego Don Juana - nie wiem, ale prawdę mówiąc, nie widziałam na scenie takiej kreacji, która oddawała by w pełni dwuznaczność tej postaci. Zostaje świeżość i entuzjazm, a temu Julita Mirosławska sprostała wzorowo. Zmieniać ją będzie Marcjanna Myrlak.

Contessa perdono!, czyli Almaviva na kolanach; fot. IR

Jak napisałam na wstępie - była to próba. Trudno więc wystawić jednoznaczną ocenę wykonawczą. Chyba trzeba będzie pójść już na pełnoprawne przedstawienie, a będzie ku temu okazja, bo zapowiedziano ich kilka - premiery 30.12 i 2.01, potem spektakle: 2, 3, 4, 5, 9 i 10 stycznia.
Jedno nie ulega kwestii - Wesele Figara to absolutne arcydzieło, a muzyka Mozarta jest oszałamiająco piękna. Artystom Opery Królewskiej udało się wiele z tego piękna oddać i za to im chwała!

czwartek, 28 grudnia 2017

Mozartowska premiera w Łazienkach

Opera Królewska nabiera rozpędu. I to mimo sceptycyzmu środowiska i znakomitej większość widzów!
Podczas dobrej zmiany w Warszawskiej Operze Kameralnej większość obserwatorów ogłosiła śmierć WOK i rozpaczała nad końcem opery (dawnej, barokowej, mozartowskiej) na warszawskiej scenie. Przyznam, że ja również ubolewałam nad tą rewolucją.
A tu proszę. Nagle nastąpiło rozmnożenie przez podział!
Warszawska Opera Kameralna jakoś przędzie - doczekaliśmy się nawet premiery Armide Lully'ego 5 listopada i odkurzonego/nowego (?) Pigmaliona Rameau 17 listopada.
Natomiast znakomita część dawnej "załogi" WOK (dyrygenci, soliści - w tym ci najznakomitsi, orkiestra grająca na współczesnych instrumentach, czyli dawna Sinfonietta), której pozbyła się obecna dyrekcja WOK-u,  utworzyła pod skrzydłami MKiDN Polską Operę Królewską. Na jej siedzibę wybrano Teatr Królewski w warszawskich Łazienkach, co jest dość absurdalne - nie mam pojęcia, jak może się tam zmieścić spora orkiestra. Do tej pory w przedstawieniach przygotowywanych przez np. Dramma per Musica na Festiwal Oper Barokowych brało udział zaledwie kilkunastu instrumentalistów. Ale miejsce klimatyczne i pasuje do Opery Królewskiej jak ulał. Co prawda aż się prosi, żeby obie instytucje zamieniły się siedzibami, ale wobec perspektywy, że obie będą działać i przygotowywać premiery - grzech narzekać!
No i przyszedł czas, żeby się przekonać jak w Teatrze Stanisławowskim uda się zmieścić Mozarta! Opera Królewska przygotowuje właśnie premierę Le nozze di Figaro na scenie w Łazienkach. Premiera 30 grudnia i 2 stycznia 2018, a dziś premiera prasowa/próba generalna.
Sprawdzam!

poniedziałek, 18 grudnia 2017

Co za nami, co przed nami...

Actus Humanus Nativitas za nami - dziesięć koncertów, recital Ann Halenberg jako mocny finał.
W międzyczasie, w sobotę, Orfeusz i Eurydyka Glucka w Operze Wrocławskiej z Wrocławską Orkiestra Barokową. Co do Glucka to jest jeszcze szansa - powtórka jutro, 19 grudnia!
No a potem, chyba czas zająć się przygotowaniami do świąt.
I zerknąć do kalendarium, co w najbliższych miesiącach Nowego Roku. A będzie się działo!




Przede wszystkim pojedynek Actus Humanus Resurrectio vs. Misteria Paschalia! Pojedynek zażarty! Kulminacja w Wielką Niedzielę 1 kwietnia, czyli bitwa na Handlowskie oratoria: Samson w Krakowie vs. Il Trionfo del Tempo w Gdańsku.

Na szczęście nie będą się pojedynkować na Bacha: Msza h-moll w Gdańsku 28 marca, Pasja wg św. Mateusza w Krakowie 30 marca. A dla wytrwałych - Pasja wg św. Jana 18 marca w katowickim NOSPR. Można sobie zrobić Bachowskie turnee!
No i nie zapominajmy o Alcisie i Galatei Handla w Katowicach i to już 12 stycznia!
No i o Akademii Vivaldiowskiej we Wrocławiu - L'Olimpiade 4 marca w finale!
Wobec takich emocji już w najbliższym czasie blednie na szczęście mizeria Opera Rara...

niedziela, 10 grudnia 2017

Bach by Minkowski w NOSPR

W piątek 8 grudnia w sali koncertowej NOSPR w Katowicach kolejny punkt w tegorocznym abonamencie muzyki dawnej. Po spektakularnym koncercie Philippe'a Jarousskiego - tym razem kaliber cięższy - Johann Sebastian Bach i jego Weihnachts-Oratorium BWV 248.
Oratorium to nazwa nieco myląca, bowiem nie jest to utwór oratoryjny typu Haendlowskiego. To zbiór sześciu kantat do wykonania w okresie Bożego Narodzenia, czyli pomiędzy Wigilią a Świętem Trzech Króli.
Minkowski wybrał cztery kantaty z tego zbioru: pierwszą - na pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia, drugą - na drugi dzień świąt, czwartą - na Święto Ofiarowania i szóstą - na Święto Epifanii, czyli na Trzech Króli właśnie.
Jak to zwykle Bach w rękach Minkowskiego - przeważa silna emocja. Zespół przyjechał w znacznie - jak na Musiciens du Louvre - zmniejszonym składzie: niespełna trzydziestka instrumentalistów, z tym że skład zmieniał się w zależności od utworu i w zasadzie nigdy nie grali wszyscy równocześnie. Świetne trąbki - a było ich całkiem sporo, piękne, liryczne oboje d'amore.
Do tego 11-osobowy chór - siódemka z nich śpiewała też partie solowe. Poziom w zasadzie wyrównany, na wyróżnienie zasługują przede wszystkim Helena Rasker - niebywały, głęboki, przepiękny alt z Holandii - szkoda, że tylko jedna aria - i Valerio Contaldo, włoski tenor,  jako Ewangelista.

NOSPR, 8 grudnia 2017; fot. IR

Kantaty mają charakter radosny, triumfalny i zostały wykonane w zawrotnym tempie i wyjątkowo energetycznie. Sam maestro aż podskakiwał na swoim podwyższeniu, pobudzając muzyków i śpiewaków do jeszcze mocniejszego tempa i silniejszego akcentowania fraz. Za to w drugiej kantacie, której tematem jest pokłon pasterzy, zarówno Sinfonia, jak większość tematów mają charakter pastoralny, idylliczny - Minkowski podał go w charakterystycznej dla siebie rozlewnej, miękko-lirycznej wersji (piękna aria tenorowa z towarzyszeniem fletu "Frohe Hirten"). Warto wyróżnić arię "Flosst, mein Heiland" z towarzyszeniem oboju, którą zaśpiewała sopranistka Lenneken Ruiten, z towarzyszeniem oboju i drugiej z sopranistek, Helene Walter, odtwarzającej echo z drugiego balkonu - bardzo efektowne!
W sumie - maestro Minkowski niezawodny i w dobrej formie. Piękny koncert, radość i miód dla duszy. Na bis dostalismy fragment kantaty piątej - jeszcze szybciej i jeszcze radośniej!

środa, 6 grudnia 2017

Israel in Egypt w Krakowskiej Filharmonii

Filharmonia Krakowska 3.12.2017 - Isreal in Egypt; fot;. IR
Aktywność Jana Tomasza Adamusa i prowadzonej przez niego Capelli Cracoviensis jest imponująca.
W dodatku poczynania Capelli maja w sobie często ujmująca świeżość i bezpretensjonalność - tak jak Haendlowska "Muzyka na wodzie" grana na krakowskich mostach czy Opera party w Sukiennicach, podczas którego publiczność z lampką szampana w dłoni może słuchać opery na tle "Pochodni Neron" Siemiradzkiego. Kupuję takie pomysły i jestem ogromnie wdzięczna Adamusowi i Capelli, bo ich wierność muzycznemu barokowi, a ściślej Haendlowi powoduje, że dość regularnie mamy okazje obcować z tym dla mnie bezsprzecznie największym z mistrzów XVIII-wiecznej opery.
Osobną kategorią są Haendlowskie oratoria. Capella ma ich kilka "na stanie", gra je zresztą w różnych renomowanych miejscach, ale szczęśliwie nie zapomina o krakowskiej scenie.
Tak też było w niedzielę 3 grudnia, gdy zarówno chór, jak i orkiestra Capelli Cracoviensis przedstawiła w Filharmonii Krakowskiej oratorium "Israel in Egypt" Georga Friedricha Haendla (HWV 54) - dzieło w jego dorobku szczególne. Przede wszystkim dlatego, że nie ma klasycznego libretta. Tekst oratorium budują fragmenty wyjęte wprost z Biblii i dzieje się tak tylko w dwóch przypadkach: oratoriów "Israel in Egypt" i "Messiah". Teksty obu opracowywał ten sam człowiek - Charles Jennens. Widać był specjalista od takich zadań.
Istnieją różne wersje tego oratorium, w zasadzie jest trzyczęściowe, ale część pierwszą (lament Izraelitów po śmierci Józefa) najczęściej się pomija. Po premierze w 1739 roku sam kompozytor postanowił usunąć tę część i nieco przemeblować resztę i w wersji dwuczęściowej z uwerturą oratorium zyskało sporą popularność i było wykonywane właściwie przez cały wiek XIX. Tę właśnie wersje przygotowała Capella.
Całość składa się w większość z partii chóralnych  - około dwie trzecie całości, ale mamy też recytatywy, arie i duety, czyli cały arsenał operowy. Adamus podzielił chór Capelli na dwie niewielkie sześcioosobowe grupy, a wielu chórzystów wykonywało też partie solowe. Ten zabieg spowodował, że nie mieliśmy być może tego wrażenia chóralnej potęgi, ale te partie oratorium wypadły przyzwoicie. Gorzej radzili sobie śpiewacy jako soliści, blado i cicho śpiewał alcista (Łukasz Dulewicz), ale za to duety sopranów (Joanna Radziszewska i Michalina Bienkiewicz lub Magdalena Łukawska - nie mogę zidentyfikować na podstawie programu) i basów (Jacek Ozimkowski i Sebastian Szumski) były bardzo udane.
Muzyka Israela jest specyficzna, szalenie ilustracyjna (bzyczące smyki podczas ustępu na temat plagi szarańczy czy przepiękna, wykonana pianissimo ilustracja zapadających ciemności!), ale ma w sobie Haendlowską śpiewność i liryzm. Nie jest to klasyczne dla tego kompozytora w jego późnej twórczości "oratorium z trąbami" - trąb było zresztą niewiele, a spisywały się nieźle. Nie mam tym razem żadnych zarzutów do partii instrumentalnych - Capella to naprawdę znakomita orkiestra , która na dodatek Haendla czuje i gra świetnie!
W sumie wieczór bardzo udany, czemu dała wyraz publiczność w kilku owacjach, wymuszając nawet dwa bisy.

sobota, 25 listopada 2017

Jaroussky w NOSPR

Sala koncertowa NOSPR w Katowicach,
fot. IR
Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia w Katowicach - w przeciwieństwie do innych, np. warszawskiej Filharmonii - przygotowała dla wielbicieli dawnej muzyki całkiem zgrabny abonament. Jego inauguracja, czyli koncert francuskiego kontratenora Philippe'a Jarousskiego - odbył się w piątek 24 listopada. To była moja pierwsza bytność w tej legendarnej już sali koncertowej i przyznaję, że akustyka i atmosfera tego miejsca są nadzwyczajne. Słuchanie muzyki - każdej, jak sadzę - w takich warunkach to niebywała przyjemność!
Jaroussky wystąpił z zespołem Artaserse, z którym zresztą koncertuje bardzo często. Na ten recital przygotował arie z oper Haendla - przede wszystkim Flavia, Radamista, Giustinia i Tolomea, a poszczególne punkty programu przedzielały utwory instrumentalne - uwertura z Radamista, Symfonia z oratorium Salomon i odpowiednio dobrane części Concerti grossi Haendla - to ten kompozytor był bowiem bohaterem wieczoru.
Zespół Artaserse gra go zresztą coraz lepiej - z werwą i niemal niemiecka precyzją. Od strony instrumentalnej - występ bez zarzutu.
Obserwuje karierę Jarousskiego od lat i to bodaj siódmy koncert, na którym go słyszałam. Zdecydowanie obniżył skalę - arie dobrał w taki sposób, żeby nie forsować głosu w wysokich rejestrach. Niestety, jego anielski sopran nie brzmi dziś tak lekko, jak sześć-siedem lat temu. Już zresztą występ na ubiegłorocznej Wratislavii był tego świadectwem. Widać, że zdaje sobie z tego sprawę i dobiera repertuar do zmienionych nieco warunków głosowych.
Niewątpliwie pozostał bez uszczerbku jego ogromny urok i sceniczna charyzma. Potrafi wzbudzić entuzjazm publiczności jak nikt inny, zawsze też przygotuje na koniec jakiś muzyczno-sceniczny żart, którym "kupuje" publiczność. Po dwóch częściach recitalu wykonał cztery bisy, wymuszone przez rozentuzjazmowanych fanów przez kolejne stnading ovation. Jednym słowem - mimo niedostatków - Jaroussky wciąż w niezłej formie, a wieczór nadzwyczaj przyjemny!
No i za dwa tygodnie w NOSPR - Minkowski!

Philippe Jaroussky i zespół Artaserse w NOSPR; fot. IR

środa, 22 listopada 2017

Koncerty, koncerty, koncerty...

Philippe Jaroussky; fot. Simon Fowler
Dla fanów muzyki baroku nadchodzi gorący okres. chyba na przekór listopadowej szarudze i grudniowym ciemnościom - muzycznie będzie ciekawie! Już w najbliższy piątek, czyli 24 listopada - koncert w katowickim NOSPR, czyli Philippe Jaroussky - fanom przedstawiać nie trzeba, wielu nie-fanom zresztą też. Repertuar sprawdzony - arie z oper Haendla, czyli uczta!
A już w niedzielę 26 listopada koncert w cyklu 200 kantat Bacha na 200-lecie UW - tym razem soliści i Orkiestra Barokowa krakowskiej Akademii, a w programie BWV 21, 70 i 161.
A w pierwsza grudniowa niedzielę - Izrael w Egipcie Haendla. Na jedyny koncert w Filharmonii Krakowskiej zaprasza Capella Cracoviensis. To kolejne oratorium przygotowane przez Capellę. Przyznam, że "oratoria z trąbami" to nie do końca mój klimat (zdecydowanie wolę opery), ale ponieważ Haendla wciąż mi mało, ciesze się bardzo z tej możliwości.
A 8 grudnia w Katowicach Marc Minkowski i Les Musiciens du Louvre. No i Oratorium na Boże Narodzenie Johanna Sebastiana. Po Pasji Mateuszowej Minkowskiego na krakowskich Misteriach - nie mogłabym sobie tego darować! Niektórzy uważają jego interpretacje za zbyt emocjonalne, ale dla przeżycia, które dają, warto wybrać się w każdą podróż.
12 grudnia początek festiwalu Actus Humanus w Gdańsku. A 16 grudnia we Operze Wrocławskiej Orfeusz i Eurydyka Glucka i Wrocławska Orkiestra Barokowa.
Szczegółowy program w naszym kalendarium.
I niech ktoś mi powie, że życie nie jest piękne!

poniedziałek, 13 listopada 2017

Barok francuski w Warszawskiej Operze Kameralnej

Armide na scenie WOK 14.11.2017; fot. IR
Z zaskoczeniem i nadzieją przyjęłam niedawno wiadomość o premierze "Armide" Lully'ego na
scenie Warszawskiej Opery Kameralnej, a tu okazuje się, że dostaniemy jeszcze "Pigmaliona" Rameau w pakiecie, szumnie okrzykniętym Festiwalem Oper Barokowych. Do tego z numerem IX. Poprzedni, czyli VIII odbył się na przełomie 2000/2001, więc nawiązanie jakby nieco naciągane. Zresztą poprzednia edycja to dwanaście premier, więc chyba lepiej nie snuć porównań...
Ponieważ niedawno opłakiwaliśmy upadek i dewastację WOK, cieszymy się z tego, że wieści o śmierci Opery Kameralnej wydają się przesadzone i że udało się jednak coś przygotować i przedstawić publiczności złaknionej dobrej barokowej muzyki.
Tegoroczny festiwal poświęcono muzyce francuskiej i stąd w repertuarze Lully i Rameau.
Premiera "Armidy" udała się bardzo, szczegółowa relacja tutaj. Po premierze 5 listopada przewidziano tylko kilka spektakli, ostatnia szansa jutro, czyli we wtorek 14.11.
A już 17 listopada "Pigmalion" Rameau. Jak się on ma do premiery sprzed zaledwie dwóch lat? Wówczas również pokazano "Pigmaliona" wespół z "Dardanusem", reżyserowała spektakl Natalia Kozłowska, a partię tytułową dość brawurowo zaśpiewał Karol Kozłowski (relacja tutaj). Orkiestrę poprowadzi znów Benjamin Bayl, a reżyserii podjęła się Romana Agnel, która przygotowywała choreografię przed dwoma laty. Tańczyć będzie znów Cracovia Danza, a partię Pigmaliona zaśpiewa Aleksander Kunach (jako Renaud w "Armide" radził sobie bardzo dobrze). Bardzo jestem ciekawa, jak się mają do siebie te inscenizacje. Tylko trzy spektakle pomiędzy 17 i 19 listopada.

środa, 1 listopada 2017

Po prostu... Filharmonia! zaczyna od... Bacha

Cykl edukacyjny „Po prostu... Filharmonia!” to propozycja Filharmonii Narodowej skierowana głównie do młodzieży licealnej i studentów. W sezonie artystycznym 2017/2018 przewidziano aż sześć odsłon tego cyklu. Na pierwszą z nich, złożoną z trzech koncertów, Filharmonia zaprasza w dniach 2, 5 i 8 listopada.Pierwszy tegoroczny projekt nosi tytuł "Nad mapą barokowej Europy".
Jean Rondeau; mat. prom, FN
Pierwszy koncert 2 listopada zatytułowany "Gdy w Gdańsku cierpiano na bezsenność" poświęcono jednemu z najbardziej zadziwiających dzieł Bacha – "Wariacjom Goldbergowskim".
Bach napisał je dla hrabiego Hermana Karla von Keyserling pochodzącego z Kurlandii rosyjskiego dyplomaty działającego w Rzeczypospolitej, zasłużonego m.in. dla wyboru na tron polski Stanisława Augusta Poniatowskiego (którego uczył logiki i matematyki!), odznaczonego nawet Orderem Orła Białego. Hrabia Keyserling cierpiał na uporczywą bezsenność, a lekarstwem na nią miały być właśnie Bachowskie wariacje.
Bach był zafascynowany numerologią i "Wariacje Goldbergowskie" są prawdziwą kopalnią matematycznych zagadek. Tańce mają znaczenie symboliczne, na przykład polonez nawiązuje do unii polsko-saskiej. Wariacje wirtuozowskie ułożył od najprostszych do najbardziej skomplikowanych i trudnych. Kanony natomiast są oparte na kolejnych interwałach – począwszy od prymy aż po nonę. Wszystkie przyjęte założenia zrealizował Bach z żelazną, matematyczną konsekwencją. Nic dziwnego, że była to ulubiona kompozycja słynnego kanibala-estety Hannibala Lectera, bohatera "Milczenia owiec"!
Wykonawcą pierwszego koncertu w Filharmonii jest francuski klawesynista Jean Rondeau, który gościł już podczas poprzednich odsłon cyklu "Po prostu... Filharmonia!" w minionych sezonach.
Drugi koncert 5 listopada zatytułowany "Gdy Lipsk był muzyczną stolica Europy" to wybór kompozycji familii Bachów, a więc nie tylko Johanna Sebastiana, ale również Johanna Christopha, Carla Philippa Emanuela i Johanna Christiana. Do Bachowskiej familii dołączono też Telemanna i jedną z jego uwertur. Tym razem Jeanowi Rondeau towarzyszyć będzie kameralna formacja Orkiestra Kore.
Trzeci koncert 8 listopada zatytułowany "Gdy do Lubeki wędrowano po naukę" to wybór sonat Bacha i Buxtehudego w wykonaniu tria Les Timbres.

czwartek, 19 października 2017

Bach 200 UW

W oczekiwaniu na premierę Lully'ego w Warszawskiej Operze Kameralnej weekend pod znakiem Bacha.
W Pałacu Kazimierzowskim kolejna odsłona cyklu "Bach 200 UW - 200 kantat Bacha na 200-lecie Uniwersytetu Warszawskiego".
Tym razem kantaty świeckie, w tym dwie w języku włoskim!
Usłyszymy BWV 203 "Amore traditore", BWV 202 "Weichet nur batraubte Schatten" i BWV 209 "Non sa che sia dolore". Zagra zespół Scepus Baroque pod kierownictwem Andrzeja Zawiszy (formacja odpowiedzialna za festiwal Barok na Spiszu!), zaśpiewają Katarzyna Wiwer i Dawid Biwo.

poniedziałek, 9 października 2017

Warszawska Opera Kameralna - zmartwychwstanie?

Mimo jak najgorszego stylu, w jakim rozbito i zdziesiątkowano zespół Warszawskiej Opery
Kameralnej i mimo pozbycia się z niego najwybitniejszych polskich specjalistów śpiewu barokowego - WOK zdaje się jednak funkcjonować! Przedstawienia trwają, a na listopad zapowiedziano wreszcie barokowa premierę! Na dokładkę jest to coś do tej pory na polskich scenach kompletnie nieobecnego - Jean-Baptiste Lully! Nie mogę wprost wyjść ze zdumienia.
5 listopada WOK przedstawi premierę Armidy Lully'ego, wyreżyserowanej przez Dedę Cristine Colonnę. Zapowiedziano sześć przedstawień. Nazwiska wykonawców nic mi nie mówią, zagra Musicae Antiquae Collegium Varsoviense, czyli zespół dawnych instrumentów.
A 8 grudnia następna premiera - Tango Mikołaja Dobrzyńskiego wg Mrożka.
Ha! Pożyjemy, zobaczymy. Może trzeba będzie ogłosić, że wiadomości o śmierci Opery Kameralnej były przesadzone. Oby! Zrobiłabym to z największą przyjemnością.

środa, 27 września 2017

Max Emanuel Cencic w Gliwicach

Max Emanuel Cencic; fot. Anna Hoffmann
To dość niespodziewane wydarzenie. Festiwal Muzyki Dawnej Improwizowanej All Improvviso jest co prawda dość znany, ale tak znamienitego kontratenora chyba jeszcze nie miał okazji gościć. Max Emanuel Cencic to najwyższa półka - na szczęście lubi śpiewać w Polsce. gościł wielokrotnie na Opera Rara w Krakowie, a także na festiwalu Actus Humanus w Gdańsku. Tym razem zaśpiewa w Ruinach Teatru Victoria w Gliwicach 30 września, a będzie mu towarzyszyła {oh!}Orkiestra Historyczna. W programie popisowe arie Haendla, Vivaldiego i Porpory, czyli to, co lubimy najbardziej!
Niestety nie uda nam się pojechać do Gliwic - na osłodę nasze ulubione zdjęcie Cencica, zwane familiarnie 'Max w warzywniaku'...

piątek, 22 września 2017

Nieszpory Braniewskie

Zespół Męski Gregorianum; fot. IR
Niewielki, kameralny koncert. Dziś w kościele jezuickim na Świętojańskiej wystąpił Zespół Męski Gregorianum z arcyciekawym repertuarem - zbiorem utworów liturgicznych - psalmów, responsoriów i antyfon - zebranych pod wspólnym mianem Nieszporów Braniewskich. A to z tej okazji, że utwory pochodzą ze zbiorów Collegium Hosianum, czyli pierwszej szkoły jezuickiej powstałej w 1564 roku jako fundacja Biskupa warmińskiego Stanisława Hozjusza. Zbiory padły łupem Szwedów podczas potopu, jednak zachowały się druki i rękopisy z XVI i początków XVII wieku w bibliotece uniwersyteckiej w Uppsali. Utwory opracował i częściowo zrekonstruował Jacek Iwaszko (muzykolog z UW, jeden z członków zespołu) - mieliśmy okazję wysłuchać premiery tego materiału muzycznego po blisko 400 latach zapomnienia.
Zespół Męski Gregorianum to grupa kilku (dziś śpiewało ośmiu) śpiewaków, kierowanych przez Berenikę Jozajtis. Specjalizują się w muzyce renesansowej, a ich konikiem jest repertuar wawelskich rorantystów. W zespole śpiewają utalentowani wokaliści, a niektórzy robią nawet międzynarodową karierę, jak to się zdarzyło Jakubowi Józefowi Orlińskiemu, którego w Gregorianum mogliśmy posłuchać jeszcze kilka lat temu, a który występuje dziś na najlepszych scenach operowych Europy!

wtorek, 19 września 2017

Mozart by Currentzis

Currentzis przyjmuje owację; fot. IR
Po dwóch dobach od finału Wratislavii, czyli od niedzieli 18 września - a był to, o czym za chwilę, finał bardzo mocny - kilka słów refleksji o zamykającym festiwal koncercie. Wedle zapowiedzi miał to być spektakl w Operze Wrocławskiej - La clemenza di Tito Wolfganga Amadeusa Mozarta. Mimo operowej sceny, nie był to jednak spektakl, a wersja koncertowa - co oczywiście zrozumiałe. Ale czy to na pewno była Łaskawość Tytusa Mozarta? Nie jestem muzyczną purystką, ale mam niejakie wątpliwości.
Teodor Currentzis jest dyrygentem ekscentrycznym, choć odnosi liczne sukcesy. Jego inscenizacja Don Giovanniego w Permie - gdzie jest dyrektorem artystycznym opery i baletu - ma świetną opinię. Sformowane przez niego Orkiestra i Chór MusicAeterna (powstała w 2004 w Nowosybirsku, ale przeniosła się w 2010 ze swoim założycielem do Permu) prezentuje poziom wybitny. To było zresztą słychać już od pierwszych taktów - lekka, niebywałe dynamiczna uwertura wydawała się uosobieniem mozartowskiego stylu. Sam Currentzis w dość luźnym czarnym  stroju tańczył, dyrygując, a grupa skrzypków, grająca na stojąco (!), tańczyła wraz z nim.
Ale Currentzis nie byłby sobą, gdyby nie przerobił Mozarta po swojemu. Zmiany dynamiki - długie zawieszenia-chwile ciszy pomiędzy frazami, skrajne zmiany tempa - zawrotne i lekkie na przemian z ciężkim i mrocznym rozwleczonym niemal do granic, zdecydowany prymat emocji nad konstrukcją formy, a w końcu komentarz do akcji opery, który stanowiły fragmenty Mszy c-moll Mozarta wplecione pomiędzy poszczególne akty (także wyjątkowo oryginalnie podane) - wszystko to uczyniło ze spektaklu absolutnie 'autorską' wersję Łaskawości Tytusa. Czułam się trochę jak na koncercie Lang Langa w lutym ubiegłego roku, podczas którego genialny Chińczyk grał Koncert fortepianowy a-moll Griega - gdybym nie znała niemal każdej nuty, nie poznałabym wówczas Griega, a w niedzielę - Mozarta. I sama nie wiem, czy to zarzut...

Od lewej: Janine De Bique, Anna Lucia Richter. Karina Gauvin, Stephanie d'Oustrac i Maximilian Schmitt. bokiem stroi bohater wieczoru Teodor Currentzis; fot. IR
W porównaniu z grająca zupełnie nieprawdopodobnie orkiestrą i doskonale z nią zgranym chórem, soliści wypadli nieco bladziej. Karina Gauvin w roli Vitelli trzymała swój dobry poziom, świetna była Stephanie d'Oustrac - szalenie dramatyczna w roli rozdartego pomiędzy miłością a przyjaźnią Sesta, podporządkowana bez reszty wizji dyrygenta (manieryczna wersja "Parto"), nieźle śpiewała Jeanine De Bique partię Annia i Sir Willard White - Poublia. Zupełnie nieprzekonujący był dla mnie Maximilian Schmitt jako tytułowy Tito i zbyt subretkowa Anna Lucia Richter jako Servilla.
W sumie - całość oszałamiająca, wieloznaczna i dająca do myślenia. Mocny finał Wratislavii!

niedziela, 17 września 2017

"Brockes-Passion" Telemanna na Wratislavia Cantans

Owacja na zakończenie koncertu 16.09.2017; fot. IR
Jeśli kiedykolwiek znów zadam sobie pytanie, dlaczego kocham barok w muzyce, do liryki Monteverdiego, uczuciowości Haendla, wirtuozerii Vivaldiego i metafizyki Bacha na pewno włączę Telemanna i jego theatum musicum. W jego Brockes-Passion jest wszystko, co w baroku kocham najbardziej. Precyzyjna przemyślana forma, konsekwencja w jej budowie, a równocześnie kłębowisko uczuć i emocji niemal nieokiełznane. Wszystko to uosabia gigantyczne przedsięwzięcie, którego podjął się dyrektor artystyczny festiwalu Wratislavia Cantans, Giovanni Antonini ze swoją orkiestrą Il Giardino Armonico, świetną grupą solistów i oboma chórami Narodowego Forum Muzyki, realizując oratorium pasyjne Georga Philippa Telemanna, znane pod nazwą Brockes-Passion. Dwa koncerty z 15 i 16 września stanowiły jeden z końcowych punktów programu festiwalu, który nieuchronnie, ku żalowi melomanów, zmierza do końca. 
Wrażenia z Telemanowskiej Pasji tutaj. A ja przygotowuję się do finału - dziś La clemenza di Tito Mozarta w Operze Wrocławskiej w doborowej obsadzie!

piątek, 15 września 2017

Missa Votiva Zelenki na Festiwalu Oper Barokowych

Wykonawcy odbierają zasłużone brawa; fot. IR
III Festiwal Oper Barokowych w Teatrze Królewskim powoli dobiega do końca. Przed nami mocny finał - powtórka z ubiegłorocznego otwarcia, czyli Sognando la morte - popisowy występ niewątpliwie największej gwiazdy tego festiwalu, czyli Anny Radziejewskiej. A dziś, 15 września, koncert przedostatni, tym razem musica sacra - czyli Missa Votiva Jana Dismasa Zelenki w archikatedrze Świętojańskiej na Starym Mieście.
Zelenka jest w Polsce właściwie nieobecny - trudno go znaleźć w repertuarze jakiegokolwiek zespołu. A przecież to kompozytor wybitny, na dodatek - choć nie Polak, a Czech - z Polską jakoś związany. a to z racji pracy na dworze obu saskich królów - Augusta II i Augusta III. Był kapelmistrzem ich orkiestry, komponował muzykę do świąt i nabożeństw katolickich, a więc z pewnością grywano go w Warszawie.
W swojej muzyce Zelenka - jak napisano w programie koncertu - łączył słowiańską melodyjność z niemiecką precyzją. Missa Votiva to dziękczynienie kompozytora za przywrócone zdrowie po ciężkiej chorobie - a więc msza o charakterze radosnym, dynamicznym, pełnym energii i formalnego bogactwa. I takież było dzisiejsze wykonanie - bardzo dynamiczne, niektóre części wykonywano w niemal zawrotnym tempie. Nie było mimo to żadnej monotonii - części chóralne (Chór Kameralny Collegium Musicum Uniwersytetu Warszawskiego) przeplatały się z solowymi (soliści: Paulina Tuzińska, Joanna Lalek, Artur Janda i Przemysław Baiński). Chórem solistami i zespołem instrumentalnym Royal Baroque Ensemble dyrygował Andrzej Borzym. Akustyka w archikatedrze kiepska, orkiestry niekiedy nie było niemal słychać - choć kilka fragmentów - zwłaszcza z solistami - brzmiało pięknie. Mnie urzekło najbardziej Benedictus na sopran i orkiestrę.
Dobrze byłoby, gdyby polscy wykonawcy sięgali częściej po Zelenkę - naprawdę warto!

niedziela, 10 września 2017

Nieszpory Maryjne Monteverdiego na Wratislavia Cantans

La Fenice w kościele akademickim we Wrocławiu; fot. IR
Trzeba przyznać, że tegoroczna Wratislavia należycie uczciła 450 rocznicę urodzin Claudia Monverdiego. Po mocnym otwarciu, jakim było półsceniczne wykonanie Il ritorno d'Ulisse in patria przez znakomity zespół English Baroque Soloists i grono śpiewaków pod wodzą Sir Johna Eliota Gardinera - na sobotni wieczór 9 września zaproszono publiczność do kościoła akademickiego, gdzie zespół La Fenice pod dyrekcja Jeana Tubery podjął się swojej interpretacji Vespro della Beata Virgine - czyli Nieszporów Maryjnych.
To cykl utworów dedykowany papieżowi Pawłowi V z 1610 roku, a zawiera pięć psalmów w stylu concertato, Ave MariaMagnificat, łączące te okazałe części motety na różne kombinacje głosów i najbardziej znaną część tego cyklu, czyli Sonatę sopra "Sancta Maria". Cykl - intensywnie badany przez muzykologów i znawców twórczości Monteverdiego - wydawał się dość ekstrawagancki. Przede wszystkim z powodu tego, że użyte teksty w ogóle nie należą do nieszporów, a są raczej luźnym wyborem kompozycji liturgicznych. A w dodatku litania Maryjna jest właściwie wenecką canzoną, a motety mają wyraźny charakter świecki, bliski tzw. seconda practica.
Niejednoznaczność i oszałamiająca wirtuozeria Vespro pociągała wielu wykonawców. Przyjmowali oni różne założenia - jedno z nich mogliśmy wysłuchać w sobotni wieczór. La Fenice i Jean Tubery przyjęli mianowicie założenie, że zbiór jest zapisem autentycznej liturgii celebrowanej w Mantui i taką własnie liturgię postanowił zrekonstruować, dodając łączące części chorałowe antyfony.
Mimo usiłowań muzyków i śpiewaków - zmieniali układ i ustawienie do każdej części - całość nie brzmiała dobrze - lepiej w częściach wokalnych, gorzej, gdy do utworów włączali się instrumentaliści. Siedziałam daleko i być może zawiodła akustyka kościoła - pogłos był zbyt silny i momentami powstawał prawdziwa kakofonia dźwięków (najgorzej zabrzmiała słynna litania - sopran był właściwie niesłyszalny). Najlepiej wypadł jeden z psalmów wykonywany przez zespół podzielony na dwie grupy i śpiewający... w nawach bocznych.
Program II Polskiego Radia rejestrował koncert i miejmy nadzieję, że będzie to dobra okazja do odsłuchania tej oszałamiająco pięknej muzyki we właściwym akustycznym brzmieniu.

sobota, 9 września 2017

Muzyczna magia na otwarciu Wratislavii

Standing ovation po spektaklu; fot. IR
To się musiało udać: stary kompozytor (gdy Monteverdi tworzył Il ritorno'd'Ulisse in patria miał 74 lata), stary maestro (ale Sir Gardinerowi lat nie liczę, prawdziwy gentelman, nie wypada...) i dramat dotyczący ludzi dojrzałych i mocno poturbowanych przez los (ściśle mówiąc przez bogów - tych aroganckich egoistów wprost z greckiego panteonu). Gdy te trzy obszary wrażliwości spotkały się w jednym spektaklu - powstała zadziwiająca magia. Któż bowiem lepiej zrozumie starego awanturnika, zmęczonego, ale z głowa wciąż pełną szalonych pomysłów i starą kobietę, czekającą wiernie przez lata, zgorzkniałą, ale wciąż kochającą? Kto potrafi oddać ich dramat z tak zadziwiającym autentyzmem i tak niejednoznaczną emocją? Tylko prawdziwi, dojrzali mistrzowie. I nie ma znaczenia, że od perypetii Odyseusza dzielą nas tysiąclecia, a od Monteverdiego - stulecia. Dzięki mistrzostwu tego spektaklu mogliśmy wejść w ten dramat głęboko i bez reszty. 
Przyznam szczerze, że choć kocham Monteverdiego i jego opery, jednak często po trzech godzinach słuchania zaczynała mi doskwierać monotonia afektowanej deklamacji, przeplatanej ariosami, ritonellami i symfoniami. Nic podobnego! Monotonia to ostatnie słowo, jakiego użyłabym, opisując wczorajszy koncert. Wręcz przeciwnie - najwyższe skupienie i... kompletny odjazd. Wizyta w alternatywnej rzeczywistości, którą z żalem opuszczałam po blisko czterech godzinach. Czy to nie magia?
Pełna relacja już tutaj i tutaj (także treść opery z premierowa obsadą i dotychczasowe wykonania w Polsce).
A dziś Nieszpory Maryjne i Ensemble La Fenice Jeana Tubery. Monteverdi ponad wszystko!

środa, 6 września 2017

Wratislavia Cantans - otwarcie

Zakręcona Vivaldim i Farnace, zapomniałam przez chwilę, że nadchodzi muzyczna uczta. A to już jutro! Początek wielkiego muzycznego święta, czyli start Wratislavii Cantans, jednego z największych i najlepszych festiwali muzycznych w Polsce, pozycja obowiązkowa dla każdego melomana, a zwłaszcza wielbiciela baroku.
Początek naprawdę mocny! A równocześnie piękne nawiązanie do ubiegłorocznego finału. Czyli Sir John Eliot Gardiner i jego legendarne formacje - Monteverdi Choir i English Baroque Soloists, tym razem nie z Bachem, którym zamykali ubiegłoroczną Wratislavię, ale z operą Monteverdiego - Il ritorno d'Ulisse in patria! To będzie uczta!
Wśród solistów kilkoro dobrze znanych, m.in. Hanna Blażikowa, której pięknego recitalu z XVII-wieczna muzyka włoską wysłuchałam przed dwoma laty (przypomnienie tutaj), i Michał Czerniawski (polski akcent, ale nie jedyny!), którego miałam okazję oglądać i słuchać w 2015 w Krakowie w Heandlowskim Sosarme. No proszę, proszę...
Pełny program na stronie festiwalu i oczywiście w naszym kalendarium. Start jutro, jadę dopiero w piątek, ale oczekiwanie tylko zaostrza apetyt!

poniedziałek, 4 września 2017

"Farnace" w Teatrze Królewskim

Wykonawcy zbierają zasłużone brawa; fot. IR
III Festiwal Oper Barokowych w Teatrze Królewskim wystartował efektownie. W sobotę 2 września obejrzeć mogliśmy tegoroczną premierę! I jest to pierwsza premiera opery Vivaldiego, którą udało mi się zobaczyć na polskiej scenie!
Stowarzyszenie Dramma per Musica podjęło kolejne wyzwanie i to wcale niebanalne. Anna Radziejewska i Lilianna Stawarz na podstawie istniejących manuskryptów Vivaldiego przygotowały swoją wersję muzyczną opery na oryginalną obsadę głosową (cztery mezzosoprany!), ale pokazały również jej wersję sceniczną, pierwszą bodajże na naszych scenach inscenizację Farnace.
Ostatnia okazja jutro - we wtorek 5 września. Na szczęście spektakl będzie rejestrowany.
Następnym punktem festiwalowego programu będzie powtórka ubiegłorocznej Semmiremide riconosciuta Vinciego, a przed nami jeszcze kilka koncertów, recitali i oratorium Zelenki.
Pełen program w naszym kalendarium, a relacja z opery Vivaldiego tutaj.

czwartek, 31 sierpnia 2017

"Farnace" - próba generalna

Anna Radziejewska jako Farnace i Urszula Kryger w roli Berenice,
czyli pyszałkowaty zięć nawet w kajdanach pyskuje; fot. IR
To był wieczór pełen wrażeń. W końcu Vivaldi to prawdziwe wyzwanie, a "Farnace" już od premiery był uważany za dzieło wybitne. W każdym razie - jak to u Vivaldiego - koronkowa wirtuozeria, miejscami zbyt konwencjonalna, ale też prawdziwy dramat i głęboka emocja.
Ale zostawmy analizy na czas po spektaklu - po próbie oceniać nie wypada. Wspomnieć trzeba z podziwem kreację Anny Radziejewskiej - jej Gelido in ogni vena naprawdę mrozi krew w żyłach! Zresztą większość wykonawców dawała radę. Kacper Szelążek "kupił" publiczność słowiczymi trelami, a Urszula Kryger, która tak otwarcie przyznawała się podczas konferencji prasowej 22 sierpnia, że ma kłopot z wykrzesaniem z siebie aż tylu złych emocji do roli Berenice, była naprawdę demoniczną teściową.
Widać wysiłki realizatorów, żeby nadać tej heroicznej operze jakąkolwiek oprawę sceniczną, choć w tym wypadku umowność poszła chyba jednak za daleko. Cóż, prawdopodobnie przy funduszach, którymi dysponuje stowarzyszenie, więcej się nie dało. Szkoda...
Premiera w sobotę, liczę, że w niedzielę zobaczę spektakl już w pełnej krasie. Vivaldi na polskiej scenie - naprawdę wyjątkowa okazja!

wtorek, 22 sierpnia 2017

III Festiwal Oper Barokowych w Łazienkach Królewskich

Ani się obejrzeliśmy, a tu sierpień mija i nadchodzi ulubiony miesiąc miłośników opery barokowej, czyli wrzesień. A we wrześniu Wratislavia Cantans i Festiwal Oper Barokowych w Łazienkach Królewskich. Stowarzyszenie Dramma per Musica zaprosiło dziś na konferencję prasową. Konferencja w Starej Oranżerii nie była zbyt długa - Dyrektor Łazienek wygłosił kilka miłych słów, Lilianna Stawarz, prezeska stowarzyszenia Dramma per Musica, przestawiła pokrótce program trzeciej już edycji festiwalu, Anna Radziejewska opowiedziała o najważniejszym przygotowywanym wydarzeniu, czyli spektaklu Farnace Vivaldiego, w którym zaśpiewa tytułową partię, a Natalia Kozłowska, która tę operę reżyseruje, opowiedziała o wyzwaniach, które  przy tej okazji przed nią postawiono. Kilka słów o kreacji swojej roli w spektaklu powiedziała też Urszula Kryger, która zaśpiewa partię Berenice.

Od lewej: Natalia Kozłowska, Anna Radziejewska, Lilianna Stawarz i dyr. Łazienek Zbigniew Wawer

Wybór Farnacego to przede wszystkim wybór Vivaldiego. Tegoroczna edycja ma przebiegać pod znakiem Wenecji, stąd taka decyzja. Zadanie niewątpliwie ambitne - Vivaldi bywa tyleż wirtuozowsko urzekający, co emocjonalnie konwencjonalny (przypomina mi się niekiedy niezwykle trafna fraza cesarza Józefa II: Za dużo nut!). Ale organizatorki zapewniają, że na pewno nie tym razem - operę rozsadzają emocje, a o ich odpowiednią i trafną oprawę sceniczną zadba Natalia Kozłowska - do jej reżyserskiego gustu mam pełne zaufanie. Podkreślano, że to pierwsza realizacja opery Vivaldiego w Polsce - co nie jest znowu tak dziwne - liczbę oper barokowych, które u nas pokazano na scenie można chyba bez trudu zliczyć na palcach. Cudowne muzycznie wersje Orlando furioso, La fida ninfa przywiózł ongiś (2011?) do Krakowa Jean-Christophe Spinosi i jego Ensemble Mattheus, Fabio Biondi i Europa Galante pokazała w 2009 Ercole sul Termodonte, a Giovanni Antonini z Il Giardino Armonico - Ottone in villa w 2010  - wszystko na krakowskich festiwalach Opera Rara. Ale były to, po pierwsze, spektakle gościnne, a po drugie, wersje koncertowe. Mają więc twórcy Farnacego prawdziwą terra incognita do zapełnienia własną inwencją i sztuką. Premiera - 2 września, a więc niedługo! Trzymamy kciuki!
Cały program festiwalu w naszym kalendarium już od dawna...

niedziela, 6 sierpnia 2017

Barokowy koncert w Sopocie

Jakub Józef Orliński opowiada, o czym będzie śpiewał. z lewej Stefan Plewniak;
 fot. IR
Miło porzucić bezruch kanikuły i odbyć wyprawę - choćby krótką - na koncert. Festiwal Sopot Classic to mieszanka stylów i gatunków muzycznych, ale na szczęście znalazło się w nim miejsce na barok. Na koncert z nasza ulubioną muzyką w piątek 4 sierpnia organizatorzy zaprosili wykonawców młodych i mniej znanych, ale obiecujących.
Cappella dell'Ospedale della Pieta powstała w 2013 roku w Wenecji i ma piękne konotacje z orkiestrą prowadzoną tamże przez Vivaldiego. Współczesną jej wersję (także żeńską!) prowadzi Stefan Plewniak, liderujący też formacji Il Giardino d'Amore znanej z ambitnej realizacji Les Indes Galantes Rameau na ubiegłorocznym Bydgoskim Festiwalu Operowym.
Capella - zgodnie ze swymi korzeniami - przygotowała repertuar złożony z koncertów i uwertur operowych Antonia Vivaldiego, a Plewniak był ich solistą. Nie potrafię ocenić jego gry fachowo, niemniej energią i pasją, z jaką 'atakował' karkołomne sola koncertowe - ujął sopocką publiczność.
Gwiazda wieczoru miał być jednak młody kontratenor, obecny na scenie od niedawna, ale już robiący światową karierę - Jakub Józef Orliński. Absolwent Uniwersytety Muzycznego w Warszawie i nowojorskiej Juilliard School, laureat prestiżowych nagród (w tym Grand Finals w Metropolitan Opera w 2015 roku), koncertujący już w Aix-en-Provance, Karlsruhe, Frankfurcie i Nowym Jorku. Czyli... gwiazda.
Na szczęście młody artysta nie gwiazdorzył nadmiernie, śpiewał poprawnie, choć nie porywająco. Był zdecydowanie lepszy w błyskotliwych i efektownych ariach Vivaldiego niż w wymagających dojrzałej ekspresji ariach Haendla. Ma niewątpliwe zadatki na świetnego śpiewaka, choć przed nim jeszcze morze pracy. A do tego bezpośredni, sympatyczny i... śliczny! Trzymamy kciuki!

środa, 19 lipca 2017

Jakub Józef Orliński w Sopocie

J.J. Orliński; fot. A. Wąsik
No proszę, proszę - w środku martwego (w Polsce) sezonu nagle - taka perełka! Na festiwalu Sopot Classic - pomiędzy flamenco, jazzem i muzyką filmową - nagle 4 sierpnia koncert barokowy. A na tym koncercie recital Jakuba Józefa Orlińskiego. Młody (rocznik 1990) polski kontratenor, o którym ostatnio głośno. I słusznie. Głos naprawdę piękny - w programie Vivaldi i Haendel, same hity oczywiście! Recital zapowiada się obiecująco!

środa, 5 lipca 2017

Nowy sezon w filharmoniach

Philippe Jaroussky; zdj. promocyjne NOSPR
Niestety - Filharmonia Narodowa znów nie proponuje abonamentu Muzyka Dawna - pewną pociechą są dwa zaplanowane koncerty, czyli Basel Chamber Orchestra z Rene Jacobsem i Il Giardino d'Amore Stefana Plewniaka. Repertuar na razie nieznany, choć znając prowadzących, można być pewnym, że warto! Jacobs to przecież legenda, a Plewniak prowadził Les Indes Galantes w wersji koncertowej w Warszawie i scenicznej w Bydgoszczy - naprawdę świetnie!
Dobra wiadomość dla fanów baroku przychodzi za to z Katowic - co najmniej dwa koncerty zasługują na uwagę. Przede wszystkim 24 listopada Philippe Jaroussky z Ensemble Artaserse - wygląda na składankę znanych hitów, czyli gratka dla tych, którzy najbardziej lubią te koncerty, które już znają...
8 grudnia zaś Les Musiciens du Louvre Marca Minkowskiego z Bachowskim Oratorium na Boże Narodzenie. Pamiętając jego kongenialną interpretację Pasji Mateuszowej na Misteriach Paschaliach w 2012, nie mogłabym sobie darować tego koncertu. Jeśli ktoś potrafi nasycić muzykę duchową głębią (mistycyzmem?) to własnie Minkowski.

wtorek, 20 czerwca 2017

III Festiwal oper Barokowych Dramma per Musica

Plakat III Festiwalu Oper Barokowych -
w tym roku wersja minimalistyczna...
No i znów dylematy - we wrześniu wszyscy lubiący muzykę dawną w rozjazdach - pomiędzy Wrocławiem a Warszawą.
Tu Wratislavia Cantans, tu III Festiwal Oper Barokowych Dramma per Musica. Oczywiście dokładnie w tym samym czasie!
Tu Il ritorno d'Ulisse in Patria Monteverdiego - tu Farnace Vivaldiego, tu La clemenza di Tito Mozarta, tu Semiramide riconosciuta Vinciego.
Ale się nakrążę!
Na stronie internetowej obu festiwali aktualny program, a u nas w kalendarium wszystkie atrakcje już wpisane!

niedziela, 4 czerwca 2017

Gorący wrzesień

Któż nie lubi muzyki
w takich 'okolicznościach
przyrody'...
Co prawda w muzyce barokowej wciąż coś się dzieje, o czym staram się informować na bieżąco, ale wszyscy czekają już na wrzesień. A we wrześniu - jak zwykle Wratislavia Cantans i Festiwal Oper Barokowych w Łazienkach Królewskich w Warszawie!

Program Wratislavii znamy szczegółowo (najważniejsze wydarzenia już w kalendarium).

Programu FOB jeszcze nie podano, ale wiemy już to i owo. Potwierdziły się nieoficjalne informacje, że premierą tej edycji będzie z Farnace Vivaldiego - pierwsza inscenizacja opery Vivaldiego w Polsce! Tradycyjnie będziemy mogli zobaczyć hit ubiegłego Festiwalu - czyli Semmiramide riconosciuta Vinciego. A wszystko w klimatycznej scenerii Łazienek i Teatru Stanisławowskiego.

Jest na co czekać!

wtorek, 23 maja 2017

"'Deborah" i "Esther" w Halle

Pomnik Haendla w Halle
Capella Cracoviensis jak zwykle aktywna! Tym razem jedzie do Halle na Festiwal Haendlowski z dwoma oratoriami Mistrza: Deborah (1.06) i Esther (3.06). Zaśpiewają zaprzyjaźnieni z Capellą artyści, m.in. Xavier Sabata jako Barac, Hasna Bennani jako Jael w Deborah. Co do Esther wiemy, że będzie to La Risonansa, a połączonymi siłami Risonansy i Capelli pokieruje Fabio Binizzoni.

No cóż - wszyscy miłośnicy barokowego śpiewu chcieliby się znaleźć w Halle, jednak - niestety - nie wszystkim jest to dane. Na pocieszenie Capella wystawi Deborah w Filharmonii Krakowskiej w niedzielę 28 maja! I tylko mamy nadzieję, że śpiewająca tytułową Deborę w Krakowie Marzena Lubaszka (w Halle w roli tytułowej wystąpi Rebecca Bottone) będzie choć ciut lepsza niż w Arminio na Opera Rara...
A oprócz tego, jak już bywało, aperitif przed koncertem i after party po, czyli Capella i dla ducha, i dla ciała.

To lubię!

wtorek, 9 maja 2017

Amore traditore, czyli dole i niedole miłości w FN

Kacper Szelążek jako Ariodante, zdj. promocyjne WOK
Ostatni koncert z cyklu Muzyka dawna w Filharmonii Narodowej we wtorek 9 maja był jedynym w tym sezonie akcentem polskim. Obejrzeliśmy quasi-spektakl pod wielce wymownym tytułem "Amore traditore (Ona, On i ten Trzeci)". To typowe pasticcio ułożone przez Artura Stefanowicza z arii wszystkich najważniejszych tuzów opery barokowej - przede wszystkim Haendla, ale także Vivaldiego, Pergolesiego, Vinciego, Porpory, Stefaniego, a nawet jedynego w tym gronie kompozytora XVII-wiecznego Giovanniego Felice Sancesa.
Treść - jak to w operach barokowych - oczywista i dobrze ją opisuje podtytuł koncertu. On i Ona kochają się, pojawia się ten Trzeci, ona pozwala się uwieść, On cierpi i miota gromy, walczy z rywalem, Ona wreszcie trzeźwieje, On przebacza, ten Trzeci kpi na boku. Tak to się plecie, nie tylko w operze przecież.
W rolach głównych Olga Pasiecznik, Kacper Szelążek i Artur Stefanowicz - reżyser tego przedsięwzięcia. Dobrano arie przebojowe w odpowiednich proporcjach: i liryka, i dramat, i duety miłosne, i gwałtowne kłótnie, i kpina, i patos, i słodycz, i ironia.
Publiczność zadowolona - taka niewielka porcja opery na wtorkowy wieczór, w sam raz do bezproblemowego strawienia i lekkiej zabawy. Wystarczająco krótko, żeby się nie znużyć i wystarczająco sprawnie, żeby się zabawić. Wykonawcy na poziomie - Olgi Pasiecznik i Artura Stefanowicza przedstawiać nie trzeba. Ale gwiazdą wieczoru był niewątpliwie Kacper Szelążek. Tak to już jest, niestety (dla reszty śpiewaków), że kontratenor, zwłaszcza sopran i to niezły, kradnie całe show...
Para On i Ona wyraźnie nawiązała do głównych bohaterów "Ariodantego" Haendla, którą Pasiecznik i Szelążek przedstawiali na scenie WOK w ubiegłym roku (relacja tutaj). A całe pasticcio było wyraźnie wzorowane na podobnym w duchu koncercie "Baroque Living Room", zagranym w Filharmonii Narodowej przed dwoma laty (relacja tutaj). W sumie udany wieczór i mocny punkt w dziele promowania opery barokowej na scenach muzycznej. To naprawdę może być dobra zabawa!

czwartek, 13 kwietnia 2017

{oh!} Orkiestra Historyczna w NOSPR

W cieniu monumentalnych wydarzeń muzycznych Wielkiego Tygodnia - Misteria Paschalia w
Krakowie, Actuc Humanus Resurectio w Gdańsku i Wielkanocnego Festiwalu Beethovenowskiego w Warszawie - odbędzie się jutro, 14 kwietnia w sali koncertowej NOSPR w Katowicach koncert muzyki dawnej, rzecz jasna, pasyjnej. Wystąpi {oh!} Orkiestra Historyczna z wyborem utworów kompozytorów niemieckich, m.in. cyklem kantat "Memebra Jesu Nostri" Dietricha Buxtehudego. Wraz z orkiestrą wystąpi grupa wokalna Ensemble Polyhamonique.

{oh!} Orkiestra Historyczna; fot. Magdalena Hałas
Warto przy tym wspomnieć, że {oh!} ma w tym roku na koncie wiele sukcesów - w tym nominację płyty "Musica Claromontana, vol. 58" do nagrody Fryderyka 2017 w kategorii Album roku muzyka dawna.
Niewątpliwie wyrosła nam kolejna całkiem niezła orkiestra historyczna, co dla miłośników baroku jest wiadomością najlepszą z możliwych...

czwartek, 23 marca 2017

Misteria Paschalia vs. Actus Humanus

No i doczekaliśmy się. Wciąż nam było mało - a teraz jakby trochę za dużo...


Wielki Tydzień będzie czasem dylematów i wielkiego rozdarcia: Kraków czy Gdańsk? Pasja Bacha czy Stabat Mater Pergolesiego? Rene Jacobs czy Jean Christoph Spinosi? Les Arts Florissants czy La Poeme Harmonique?


Podobno od przybytku głowa nie boli, ale od tego przybytku niestety wręcz pęka! Transmisje w Mezzo i w radiowej Dwójce! I wszystko w tym jednym tygodniu! Zazdroszczę gdańszczanom i krakusom. Ja niestety jestem w pół drogi i wciąż się waham: na północ czy na południe?



Chcecie się pogłowić?
Pełny program obu festiwali, czyli Actus Humanus Resurectio w Gdańsku i Misteria Paschalia w Krakowie w naszym kalendarium.
Zapraszam!

wtorek, 21 marca 2017

Kryzys w WOK

Co będzie z Warszawską Operą Kameralną? Z niepokojem obserwujemy lawinę zwolnień, sprzeczne
sygnały co do planów p.o. dyrektora i prasowe doniesienia, z których wieje grozą. Czy to upadek tej zasłużonej instytucji? Gdzie będziemy słuchać tak wybitnych głosów, jak Olga Pasiecznik czy Anna Radziejewska? Czy będziemy musieli w tym celu podróżować za granicę? Gdzie posłuchamy Mozarta i Haendla?
Fani muzyki dawnej podróżują pomiędzy Krakowem, Gdańskiem i Wrocławiem, z rzadka mogą zobaczyć coś nowego i ciekawego w Warszawie - ostatnio właściwie tylko na Festiwalu Dramma per Musica i,,, w WOK-u. Czy to już koniec?
O sytuacji w WOK piszą:
Dorota Szwarcman na swoim blogu i to nie raz
Anna Dębowska w Gazecie Wyborczej tutaj

czwartek, 9 lutego 2017

"Arminio" Haendla na Opera Rara

Zasłużone brawa dla solistów i orkiestry; Fot. IR
W zgodnej opinii znawców Arminio uchodzi za jedną z mniej udanych oper Haendla. Jest dziełem późnym, jedną z ostatnich oper mistrza, który wkrótce po premierze w 1737 roku został dotknięty atakiem paraliżu, a wkrótce potem sformułował nowe zadanie artystyczne, któremu poświęcił kolejne lata życie - oratoria biblijne.
Być może rzeczywiście Arminio ustępuje takim dziełom jak Giulio Cesare czy Alcina. Jednak niewątpliwie trzyma Haendlowski poziom - a jak wiadomo jest to poziom niezwykle wysoki. Znać w nim nie tylko niespożytą wprost inwencję muzyczną kompozytora, ale również pazur dramaturga! Nawet wyświechtanej historii potrafi on nadać cechy wartkiego dramatu o zróżnicowanych nastrojach i emocjach.
Było to szczególnie uderzające w porównaniu do niespełna tydzień wcześniej wykonanym Germanikiem Porpory. Niewątpliwie największemu rywalowi Haendla nie brakowało inwencji muzycznej, ale dramaturgicznie Germanico jest zwykłą wydmuszką, zaledwie wątłym szkieletem wypełnionym mniej lub bardziej udanymi ariami. Jako mistrz sceny Haendel niewątpliwie bił Porporę na głowę!
Tak więc mimo obaw wieczór 4 lutego w Teatrze Słowackiego był bardzo udany, publiczność urządziła wykonawcom standing ovation i wychodziła z teatru oczarowana i w pełni usatysfakcjonowana tym "mniej udanym" dziełem.
Obszerniejsza relacja - wkrótce!

sobota, 28 stycznia 2017

"Germanico in Germania" na Opera Rara

W środku królowa wieczoru - Julia Lezhneva; fot. IR
Festiwal Opera Rara przybrał nowy kształt. Po erze Filipa Berkowicza o obecnym kształcie festiwalu decyduje chyba (w dużym stopniu? niepodzielnie?) Jan Tomasz Adamus - jest obecnie jednym z dyrektorów artystycznych festiwalu. Formuła jest zupełnie inna - zamiast kilku (od dwóch do czterech w roku) rozrzuconych w czasie spektakli, mamy formę bardziej zwartą - kolejne przedstawienia i recitale (to zupełna nowość) odbywają się w ciągu trzech zimowych tygodni. Taka forma ma swoje wady i zalety - na pewno jest wygodniejsza dla krakowian i zdecydowanie mniej przyjazna dla przyjezdnych - trudno jeździć co tydzień, trudno też zrobić sobie tak długi urlop. Ale ponieważ spektakli operowych stricte barokowych zaplanowano koniec końców pięć - spróbujemy zobaczyć choć część.
Pierwszym pełnym spektaklem festiwalu była przedstawiony w piątek 27 stycznia opera Germanico in Germania Nicola Porpory w wersji koncertowej. To własnie Adamus i prowadzona przezeń Capella Cracoviensis oraz grupa całkiem niezłych solistów porwała się na "odkurzenie" tego dzieła.
Czy było to przedsięwzięcie udane? O tym w naszej relacji.

wtorek, 24 stycznia 2017

Fanfary Bacha w Filharmonii

Muzycy z Amsterdamu; Mat. promocyjny FN
Amsterdam Baroque Orchestra & Choir pod batutą Tona Koopmana pokazali nam „jak to się robi” w świecie. Kiedy instrumentaliści zajęli miejsca na scenie, nagle otworzyły się główne drzwi i do Sali Koncertowej wkroczyła grupa, zwana „fanfarą”, czyli instrumenty dęte i kotły, za którymi kroczyli chórzyści i dyrygent. Ten triumfalny przemarsz od razu zelektryzował publiczność i „ustawił” cały koncert. Muzycy z Amsterdamu wykonali dwie kantaty Johanna Sebastiana Bacha i suitę Georga Philippa Telemanna. I nic w tym dziwnego. Formacje Tona Koopmana to przecież realizatorzy jednego z wielkich projektów muzycznych ostatnich lat – wykonania i nagrania wszystkich kantat religijnych i świeckich Bacha.
Kantaty były, jak wiadomo, formą muzyki okolicznościowej, użytkowej, pisanej pod konkretne wydarzenie: nabożeństwo w wypadku kantat religijnych i uroczystość świecką w wypadku kantat świeckich. Stąd utwory przygotowane „na urodziny” władcy bądź mecenasa, z okazji ślubu ważnej osobistości, dla uczczenia militarnego zwycięstwa albo… profesorskiego awansu. Tak właśnie było z kantatą Vereinigte Zwietracht der wechselnden Saiten, BWV 207. Trudno nam dziś wyobrazić sobie czasy, w których studenci wespół ze swoim muzycznym opiekunem przygotowują z okazji objęcia katedry przez popularnego wykładowcę specjalny utwór okolicznościowy! Co prawda forma akurat tej kantaty była mało udramatyzowana, z pewnością jednak sprawiła profesorowi Kortte niemałą przyjemność, a przy okazji jego zawodowy awans przeszedł do… historii muzyki.
Inaczej miała się sprawa z kantatą Geschwinde, ihr wirbelnden Winde (Der Streit zwischen Phoebus und Pan), BWV 201. Powstała ona bowiem… bez zamówienia. Ot, dla czystej przyjemności obcowania z muzyką. Kompozytor ułożył ją dla lokalnego collegium musicum, a tekst napisał do niej często współpracujący z Bachem Christian Friedrich Henrici, zwany Picanderem. Utwór został poświęcony rozważaniom nad wzajemnym stosunkiem sztuki wysokiej i popularnej. Sztukę wysoką uosabia więc Apollo, czyli Febus, sztukę zaś ‘niską’, ludową, popularną – bożek Pan. Obaj konkurują w naprędce zawiązanej rywalizacji, a jej świadkowie pełnią rolę sędziów. Każda z postaci otrzymała swoją arię – utwór bowiem, nazwany przez samego twórcę dramma per musica, został skonstruowany na wzór opery. Szczególną uwagę zwraca przepiękna aria Febusa opiewająca jego miłość do pięknego Hiacynta.
Oryginalność i wartość tej kantaty zawiera się nie tylko w znakomitej Bachowskiej muzyce, ale również w tym, że dzięki podjętej tematyce – rozważaniu wartości i znaczeniu sztuki w jej rozmaitych formach – poznać możemy przemyślenia samego kompozytora, których nigdzie więcej nie ujawnił. Refleksję na temat wartości sztuki wysokiej i popularnej oraz względności tych etykiet (czy opera barokowa należała do sztuki wysokiej? była wszak niezwykle popularna, a jej wykonawcy to prawdziwe gwiazdy ówczesnego popu) pozostawiam do rozważań. Ciekawe przemyślenia na ten temat zdradził nam jakiś czas temu Jarosław Thiel w wywiadzie. Zapraszam! 

środa, 18 stycznia 2017

Opera Rara 2017 - inauguracja

To już dziś. Wreszcie się zaczęło. Opera Rara w nowej formule, nie spektakle rozrzucone w ciągu całego
roku, ale w miarę zwarty festiwal - trzy tygodnie muzyki, nie tylko barokowej zresztą. Główne skrzypce dzierży Capella, ale nie zabraknie też znanych i lubianych gwiazd, przede wszystkim śpiewaków, a pośród nich Julii Lezhnevej i Maxa Emanuela Cencica. Szczegółowy program - co prawda tylko wydarzeń ze spektrum barkowego znajdziecie tutaj. a relacje z poszczególnych wydarzeń - mam nadzieje, że kilku - już wkrótce.
Czy to będzie udana edycja, czy "dobra zmiana"? Przekonamy się wkrótce!

czwartek, 12 stycznia 2017

Haendel w radi/o/pera

W swoim całkiem przyjemnym cyklu Warszawska Opera Kameralna wespół z Programem 2 Polskiego Radia zaprasza jutro, 13.01, na trzy kantaty Haendla: Delirio amoroso HWV 99, Cecilia, volgi un sguardo HWV 89 i Io languisco fra le gioie HWV 119.
Wystąpi Zespół Instrumentów Dawnych pod wodzą Lilianny Stawarz, a zaśpiewają m.in. Olga Pasiecznik, Anna Radziejewska i Artur Janda.
Haendel jest niezawodny, miejmy nadzieje, że wykonawcy też nas nie zawiodą...