środa, 9 listopada 2016

Pożegnanie, czyli autorska wizja źródeł opery

VivabiancaLuna Biffi; mat.prom. FN
Ostatni koncert z obecnej edycji cyklu Po prostu... Filharmonia! – 9 listopada – był solowym występem włoskiej artystki o malowniczym imieniu VivaBiancaLuna Biffi. Bywała już w Polsce, a nawet w Warszawie – kilka lat temu występowała na jednym z koncertów festiwalu Masovia Goes Baroque. Z jakąś prehistoryczną violą, oczywiście.
Wiolinistka i śpiewaczka przygotowała autorski program, w którym arie z wczesnych XVII-wiecznych oper włoskich przeplatała ekspresyjnymi pieśniami dawnej Korsyki. To połączenie już znane i eksploatowane – chociażby przez l’Arpeggiatę współpracującą z korsykańskim kwartetem Barbara Fortuna. Usłyszeliśmy – jak w "Rejsie" – ulubione kawałki, które dobrze znamy. Si dolce e tormento i Lamento d'Arianna Monteverdiego, liryczne arie Caccinich - ojca i córki, dwie pieśni Kapsbergera i jedną Barbary Strozzi, a na finał - przejmującą kołysankę Meruli Hor che tempo di dormire. Włoskiej artystce – śpiewającej w specyficzny, zupełnie „nieoperowy” – sposób  udało się ten repertuar połączyć z pieśniami korsykańskimi całkiem płynnie. Akompaniując sobie na violi tenorowej i opowiadając publiczności o tym, o czym śpiewa, „kupiła” młoda widownię swoją naturalnością i bezpretensjonalnym zapałem. W sumie – bez szału, ale wieczór dość miły. Zresztą, czy wieczór z boskim Claudiem i Tarquinio Merulą (nie mogę się powstrzymać – uwielbiam to nazwisko!) może był nieudany?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz