sobota, 26 listopada 2016

Opera Rara 2017

Z wielkim hukiem, z konferencją prasową i bogatym programem startuje nowa wersja festiwalu Opera Rara. Po erze Filipa Berkowicza Krakowskie Biuro Festiwalowe postanowiło się otrząsnąć i zaproponować formułę całkiem inną, choć - na szczęście - nie zabraknie w niej baroku!
Dyrektorem artystycznym został Jan Tomasz Adamus i w jego energii i kreatywności pokładamy duże nadzieje!
Festiwal będzie miał postać bardziej "zwartą", potrwa od 18 stycznia do 10 lutego. W tym czasie obejrzymy trzy opery barokowe (Porpora, Haendel i Purcell), jedną serenatę (Hassego), autorską składankę Vincenta Dumestra, współczesną operę Glassa i ... "Halkę" Moniuszki, co wydaje mi się kompletną pomyłką, ale może teraz nawet Opera Rara musi być "narodowa" (?). Do tego dwa recitale mistrzowskie (całkiem nie-barokowe).
Program już w naszym kalendarium, a dla niecierpliwych - link na stronę Opera Rara.

wtorek, 15 listopada 2016

L'Arpeggiata w Łodzi

Koncert l'Arpeggiaty w Łodzi 12.11.2016; fot. IR
Z małym opóźnieniem, ale trudno nie podzielić się wrażeniami z sobotniego koncertu w Łodzi. W ramach XX Festiwalu Kultury Chrześcijańskiej w kościele na Łąkowej wystąpiła formacja - jak to się teraz pięknie określa - crossoverowa, czyli l'Arpeggiata. Niezawodna Christina Pluhar ze swoimi ulubionymi artystami - kwartetem Barbara Fortuna, Vincenzem Capezzuto i nową w tym gronie sopranistką Celine Scheen pokazała swój znany program Via Crucis. Znany, bo mieliśmy już okazję słuchać i oglądać go w Filharmonii Krakowskiej podczas Misteriów Paschaliów przed kilku laty, został także nagrany na płytę o tym właśnie tytule.
Otrzymaliśmy - jak inżynier Mamoń - wszystkie kawałki, które lubimy najbardziej: Ninna nanna all Romanesca - śpiewana w duecie przez Vincenza i Celine, Hor de tempo di dormire - przejmującą kołysankę Tarquinia Meruli, wykonaną przez Celine z nadzwyczaj mocną i trafną ekspresją (prawdziwe ciary!), Laudate Dominum Monteverdiego, Ciacconę Cazzatiego (chyba ich znak firmowy) i Marię, Suda sangue, Lamentu di Ghjesu - świetnych jak zwykle Korsykan. A na bis Ciaccona del Paradiso e del Inferno! Publiczność - siedząca grzecznie i w skupieniu słuchająca bez braw (jak ksiądz na wstępie przykazał) - wreszcie mogła poszaleć, pokrzyczeć i wyrazić swój żywiołowy entuzjazm.


Było świetnie jak zwykle, z pewnością warto było przyjechać. Mnie urzekło świetne solo kontrabasu (Boris Schmidt) - fantastyczna improwizacja - na wpół XVII-wieczna, na wpół jazzowa, czyli modelowo crossoverowa.
A na dokładkę wejściówki były rozdawane za darmo, co dla fana przyzwyczajonego do niebotycznych cen biletów w Filharmonii Narodowej albo na krakowskich festiwalach było naprawdę niezwykłe!

środa, 9 listopada 2016

Pożegnanie, czyli autorska wizja źródeł opery

VivabiancaLuna Biffi; mat.prom. FN
Ostatni koncert z obecnej edycji cyklu Po prostu... Filharmonia! – 9 listopada – był solowym występem włoskiej artystki o malowniczym imieniu VivaBiancaLuna Biffi. Bywała już w Polsce, a nawet w Warszawie – kilka lat temu występowała na jednym z koncertów festiwalu Masovia Goes Baroque. Z jakąś prehistoryczną violą, oczywiście.
Wiolinistka i śpiewaczka przygotowała autorski program, w którym arie z wczesnych XVII-wiecznych oper włoskich przeplatała ekspresyjnymi pieśniami dawnej Korsyki. To połączenie już znane i eksploatowane – chociażby przez l’Arpeggiatę współpracującą z korsykańskim kwartetem Barbara Fortuna. Usłyszeliśmy – jak w "Rejsie" – ulubione kawałki, które dobrze znamy. Si dolce e tormento i Lamento d'Arianna Monteverdiego, liryczne arie Caccinich - ojca i córki, dwie pieśni Kapsbergera i jedną Barbary Strozzi, a na finał - przejmującą kołysankę Meruli Hor che tempo di dormire. Włoskiej artystce – śpiewającej w specyficzny, zupełnie „nieoperowy” – sposób  udało się ten repertuar połączyć z pieśniami korsykańskimi całkiem płynnie. Akompaniując sobie na violi tenorowej i opowiadając publiczności o tym, o czym śpiewa, „kupiła” młoda widownię swoją naturalnością i bezpretensjonalnym zapałem. W sumie – bez szału, ale wieczór dość miły. Zresztą, czy wieczór z boskim Claudiem i Tarquinio Merulą (nie mogę się powstrzymać – uwielbiam to nazwisko!) może był nieudany?

poniedziałek, 7 listopada 2016

Niccola Matteis - kto o nim słyszał?

Portret Niccola Matteisa pędzla
Godfreya Knellera, 1682
No jak to, kto? - oburzy się zapewne wielu muzykologów i zagorzałych fanów muzyki XVII-wieku. I ja do nich należę, a nazwisko Matteisa poznałam dopiero... wczoraj! A to dzięki kolejnemu koncertowi pierwszej w tym sezonie odsłony cyklu Po prostu... Filharmonia! Koncert 6 listopada Niccola Matteis - włoski geniusz w Londynie poświęcony był twórczości tego - jak się okazuje - znakomitego włoskiego skrzypka i kompozytora, który w polskiej wikipedii nie dorobił się jeszcze hasła biograficznego - a wszystko wskazuje na to, że powinien!

Alice Julien-Laferriere; mat.prom.FN
Matteis to prawdopodobnie neapolitańczyk, urodził się przed 1670, bowiem już w latach 70. XVII w. rozpoczął działalność w Londynie, gdzie mówiono o nim, że jest "drugim po Corellim". To jemu zawdzięcza Anglia zmianę smaku - porzucenie upodobania do muzyki w stylu francuskim na rzecz - włoskiego. Dźwięk jego skrzypiec był podobno niezrównany - "tak słodki i wyrazisty jak głos ludzki". Szczególną furorę zyskały jego cztery księgi Ayres for the violin - to z nich właśnie zaczerpnęli muzycy zespołu Ground Floor repertuar swojego niedzielnego koncertu. Okrasili go zaledwie kilkoma rodzynkami muzyki angielskiej (m.in. Godfrey Finger, Henry Purcell), chyba żeby na tym tle muzyka zapomnianego Włoch zabrzmiała tym piękniej i wyraziściej.
Bohaterką koncertu była bez wątpienia skrzypaczka Alice Julien-Laferriere. Grała pięknym, miękkim dźwiękiem, z odpowiednią brawurą i swobodą improwizując w prawdziwie włoskim stylu. Publiczność w Sali Kameralnej FN słuchała jak urzeczona preludiów, saraband - a zwłaszcza finałowej ciaccony.
Zaiste - gusto italiano uwodzi nawet dziś!

środa, 2 listopada 2016

Bachowskiej jesieni ciąg dalszy

Reinoud van Mechelen; mat.prom.FN
To już niemal prawo serii - po Bachowskiej Wratislavii, dwóch koncertach z serii 200 kantat Bacha na 200-lecie UW - tym razem Bachowski wieczór w Filharmonii Narodowej.
Pierwsza w tym roku odsłona cyklu Po prostu... Filharmonia! zaczęła się od koncertu Erbarme dich... w poszukiwaniu Bachowskich tajemnic, Kameralny skład A Nocte Temporis (klawesyn, wiolonczela i flet traverso) oraz tenor Reinoud van Mechelen zaprezentowali wybrane arie z Bachowskich kantat z kilkoma przerywnikami suitowymi (m.in. na flet solo i wiolonczelę). Wieczór uroczy, wykonanie przyzwoite, choć zaprzyjaźniona melomanka zwróciła mi uwagę, że mimo całkiem dobrego głosu i niewątpliwych starań van Mechelenowi nie udało się nadać swojemu wykonaniu prawdziwej dramaturgii. Może to po prostu cecha składanek? W końcu każda kantata (nie wspominając o większych formach, pasjach czy mszach) ma swoją dramaturgię. a nawet piękne arie, wyjęte z kontekstu, w którym Bach umieścił je zapewne w sposób doskonale przemyślany, tracą część przypisanej sobie ekspresji?
Tak czy owak - jak sama niedawno pisałam - Bachowski wieczór jest zawsze udany!