niedziela, 4 września 2016

Amor e qual vento - recital Dagmary Barny na II FOB

Dagmara Barna
Dagmara Barna to młodziutka śpiewaczka i wydawałoby się, że zaproponowanie utalentowanej, ale jeszcze dość "świeżej" artystce recitalu to posunięcie ryzykowne. Ale Dramma per Musica wyraźnie hołubi młodzież. Dlatego w ubiegłym roku z recitalem wystąpił np. Kacper Szelążek, a w tym postawiono na Dagmarę Barnę. Młoda - nie znaczy nieznana. Barna dała się już zauważyć na scenie i to nie jeden raz. Dlatego na jej recital wyruszyłam z dużym zainteresowaniem.
Występ został skomponowany "klasycznie" - poszczególne arie przedzielono fragmentami koncertów Vivaldiego, które w Sali Balowej Pałacu na Wodzie brzmiały bardzo wdzięcznie i zgodnie z klimatem miejsca.
Arie dobrano oczywiście w taki sposób, żeby pokazać możliwości głosowe i interpretacyjne młodej sopranistki. Królował Haendel - co z jednej strony gwarantuje piękne i dobrze znane arie, z drugiej jednak stawia artystkę w ryzykownej pozycji. Każdą z partii wielkich heroin Haendla śpiewały przecież największe głosy w historii i każda jest obciążona ogromnym balastem wielu, także genialnych interpretacji. Podziwiam odwagę Dagmary Barny, ale muszę stwierdzić, że na tle takiego backgroudu trudno jej było olśnić słuchaczy.
Całkiem inaczej w tych ariach, które już śpiewała na scenie. Widać było, że są to partie dobrze "przepracowane", przeżyte i przemyślane. Nie tylko świetnie opracowane głosowo i technicznie, ale przede wszystkim dojrzałe interpretacyjnie role. Dlatego ostatnia aria Neghittosi, or voi che fate? z Ariodantego i zaśpiewana na bis, ale ważna, co widać po tytule całego koncertu, aria Dorindy Amor e quel vento z Orlanda wyraźnie wyróżniały się w tym koncercie.
Od razu zobaczyłam tragicznie komiczną Dalindy - oszukaną, sponiewieraną i pokutującą za własną naiwność. Rola Barny była jednym z najjaśniejszych punktów obsady spektaklu w Warszawskiej Operze Kamerlanej, na pewno dającym się zauważyć (moje wrażenia tutaj).
Partii Dorindy zaś z Orlanda to, po Emmie Kirkby, wyjątkowo trudne zadanie. A jednak Dagmara Barna była w tym spektaklu świetna! Jej dwuznaczna naiwnie kokieteryjna i lekko nadąsana pasterka była dla mnie - nie waham się tego powiedzieć - prawie uosobieniem tej postaci, modelową realizacją tej niezwykle przewrotnie napisanej partii (relacja tutaj).
Podsumowując - koncert wielce przyjemny, a Dagmara Barna - wielce obiecująca. Śledzenie jej kariery z pewnością sprawi - nie tylko mnie - wielka frajdę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz