poniedziałek, 6 czerwca 2016

Oratorium Elsnera na Placu Zwycięstwa

Dyrygent Zbigniew Graca i soliści odbierają aplauz
- mimo zapału widowni, niezasłużenie wątły...; fot. I. Ramotowska
W czwartek 2 czerwca uczestniczyłam w koncercie, który z jednej strony był ciekawym wydarzeniem, z drugiej jednak - doświadczeniem bardzo smutnym. Ale po kolei.
Warszawska Opera Kameralna zapraszała na koncert - oratorium Passio domini nostri Jesu Christi Józefa Elsnera - koncert plenerowy, wstęp wolny, wydarzenie zorganizowane dla uczczenia 1050-lecia chrztu Polski.
Miejsce przygotowano świetnie, sektory dla publiczności (w tym dwa dla vip-ów - niepowtarzalna okazja zostania vip-em za całe 10 zł!). Orkiestra - Simfonietta WOK, Zespół Wokalny w dużym składzie, bardzo duża, 14-osobowa grupa solistów. Dzieło imponujące rozmiarem i rozmachem - w dodatku z ciekawą historią. Oratorium, bardzo dobrze przyjęte podczas premiery w 1838 roku w kościele Świętej Trójcy w Warszawie, wykonane wówczas przez 400-osobowy zespół, w tajemniczy sposób zniknęło ze scen - podobno zaginęło - i zostało odnalezione dwadzieścia lat temu w jednej z berlińskich bibliotek. Józef Elsner, wiadomo, znany głównie jako nauczycie Chopina, był autorem - jak się okazuje - form muzycznych zgoła monumentalnych i całkiem interesujących. Więc gdzie tkwi problem?
Problemem jest organizacja widowni. Po raz kolejny Warszawska Opera Kameralna organizuje koncert - tym razem naprawdę dużym wysiłkiem i artystycznym i czysto logistycznym - o którym nikt nie wie! Przepytałam wielu znajomych. Nikt o nim nie słyszał! Co miało swoje, naprawdę smutne przełożenie na obecną na koncercie garstkę widowni. Podejrzewam, że niewiele większą albo równą zespołowi wykonawców...
Daje głowę, że w tak dużym mieście jak Warszawa zorganizowanie widowni na koncercie plenerowym (darmowym!) nie jest niemożliwe. Na występ Filharmonii Narodowej w parku Królikarni przyszło w ubiegłym roku półtora tysiąca widzów! Może czas się dowiedzieć, jak to się robi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz