piątek, 19 lutego 2016

Lang Lang i Filharmonicy Waszyngtońscy w NFM

Wiem, że to nie moja bajka! Koncert fortepianowy a-moll Griega to kwintesencja romantyzmu - tak
daleko od baroku, jak tylko można sobie wyobrazić. Ale wczoraj, 18 lutego w sali koncertowej Narodowego Forum Muzyki siedziałam z otwarta buzią. Gdybym nie znała dobrze tego koncertu, chyba miałabym problem z rozpoznaniem Griega. Ani krzty romantyzmu! Żadnych szemrzących strumyków, snujących się mgieł i wiatru owiewającego zbocza fiordów. Żadnego sentymentalizmu, czego u romantyków nie cierpię. Znaleźliśmy się nagle w zupełnie oryginalnym i indywidualnym świecie Lang Langa! Prawdziwa terra langlangita! Jego interpretacja koncertu Griega była niepowtarzalna i idąca obok, a nawet wbrew tradycji wykonawczej. Ale była wspaniała! Publiczność jak urzeczona słuchała zadziwiających, znanych-a-nagle-jakby-nieznanych fraz, zastygała w ciszy przy jego subtelnym i niezwykłym pianissimo, które dzięki znakomitej akustyce sali mogło wybrzmieć w pełni. 

Lang Lang i Filharmonicy Waszyngtońscy w NFM; fot. I. Ramotowska
Najbardziej imponująca podczas koncertu była współpraca i pełne zrozumienie panujące pomiędzy pianistą a dyrygentem (Filharmoników Waszyngtońskich prowadził Christoph Eschenbach) i prowadzoną przezeń orkiestrą. Podążanie za tak oryginalną artystyczną wizją było z całą pewnością ogromnym wyzwaniem, któremu jednak waszyngtończycy sprostali zadziwiająco dobrze! 
W sumie kawał przygody i jedno z moich największych muzycznych zadziwień ostatnich lat.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz