niedziela, 24 stycznia 2016

"La clemenza di Tito" w Operze Narodowej

Finał; fot. I Ramotowska
To co prawda opera zdecydowanie niebarokowa, choć muszę przyznać, że Mozarta uwielbiam. Ale dzisiejsza wyprawa do Opery Narodowej miała nieco inny cel - chciałam posłuchać jak śpiewa Anna Bonitatibus - słynna włoska mezzosopranistka, którą do tej pory mogłam zobaczyć i posłuchać jedynie w Mezzo. A tu nagle na deskach naszego Teatru Wielkiego, w roli co prawda nie tytułowej, ale zdecydowanie pierwszoplanowej, jako Sesto - przyjaciel Tytusa, który go zdradza w imię miłości do kobiety, ale który uzyskuje za ten postępek przebaczenie - stąd przecież tytuł "Łaskawość Tytusa".
O inscenizacji - żywcem przeniesionej z brukselskiego Teatru La Monnaie z 2013 roku - napiszą na pewno znawcy Mozarta. Mnie uderzyła jedna sprawa - w tak ogromnym wnętrzu, z ogromną orkiestrą - grająca na współczesnych instrumentach - Mozart brzmiał zdecydowanie inaczej niż np. w Operze Kameralnej (tamtejszą inscenizacje "La clemenza di Tito" oglądałam przez kilku laty w ramach festiwalu Mozartowskiego). Inaczej, ale świetnie! Mimo że jestem zajadłą zwolenniczką wykonawstwa historycznego, uważam, że warto od czasu do czasu posłuchać takiej wersji muzyki dawnej. W zderzeniu z przepastną kubaturą teatru i tysiącem widzów, Wolfgang Amadeusz obronił się bez trudu. A Anna Bonitatibus - świetna!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz